Pieniacze są umieszczani na specjalnych listach. Listy takie są w sądach, prokuraturach i urzędach. Pieniacz, to ktoś taki jak ja. Polak, który we własnej Ojczyźnie, ośmiela się walczyć o swoje prawa i godne życie bez poczucia zagrożenia bytu egzystencjalnego. Pieniacz, to człowiek, który nie okazuje uniżonego płaszczenia się, służalczości i czołobitności, oraz uległości i wiernopoddaństwa. To nieprawomyślny oszołom. Pieniacz nie okazuje wzajemnego szacunku i pokorny dla władców, którzy wystawiają sobie świadectwo niewiedzy i brak doświadczenia życiowego oraz niedostatek elementarnej wiedzy z zakresu porządku prawnego opartego na Konstytucji. Kiedy będziesz zakwalifikowany do pieniaczy, tedy biada ci. Nie wygrasz praktycznie żadnej sprawy w sądzie. Ani w trybie karnym ani w trybie cywilnym. Cały system funkcjonowania państwa oparty jest na zasadzie naczyń połączonych. Pieniaczu! Nie przeskoczysz tego systemu! Twoje pisma, skargi i zażalenia są praktycznie nie czytane, albo wracają do nadawcy. Możesz nawet o tym nie wiedzieć. Żaden prokurator nie stanie w twojej obronie i nie sporządzi aktu oskarżenia. Co więcej, prokuratory uniemożliwią pieniaczowi występowanie jako oskarżycielowi posiłkowemu i nie pozwolą zapoznać się nawet z aktami sprawy, bo na przykład, akta są u prokuratora prowadzącego a ten akurat jest nieobecny. Żadne skargi w tej sprawie nie pomogą. Nikt nie poniesie odpowiedzialności za to, że pieniacz; pomimo złego stanu zdrowia i chorych nóg; pofatygował się osobiście do prokuratury a tu odmówiono mu działać jako oskarżycielowi posiłkowemu. Podobny proceder stosowany jest w sądach. Tak praktycznie realizowane są konstytucyjne zapisy o: równości wszystkich wobec prawa (art. 32) prawna ochrona życia (art. 38) oraz życia prywatnego, rodzinnego, czci i dobrego imienia (art. 47). Powoływanie się zaś na Konstytucję, najczęściej wywołuje salwy śmiechu… Dlatego ośmielam się dzielić moimi doświadczeniami życiowymi.
Formalizowanie, albo zabawa w formalności, nazywam powszechnie stosowany przez sądy sposób postępowania, który daje pewność, że pieniacz nie ma szans na wygranie procesu. Przy tym nie ważne, na przykład, że nakaz zapłaty, został wydany na podstawie fałszywego dokumentu lub sfałszowanego podpisu. Ten niezaszczytny i mało moralny proceder polega na tym, że bez wnikania w treść złożonego pisma oraz ilości egzemplarzy, sąd wzywa do usunięcia braków formalnych pisma procesowego, przez: podanie stron procesu, ich adresów, złożenia odpowiedniej liczby odpisów a czasami nawet o co wnosi strona procesowa, pomimo że wszystkie niezbędne dane są wymienione a liczba pism jest właściwa. Takie same zabiegi są stosowane wielokrotnie. Za którymś razem pieniacz jako delikwent, klient, osoba, petent nie zdąży. Bo terminy są bardzo krótkie. Zawsze 7 dni. No i po sprawie. Nie ma nawet po co i do kogo się odwoływać. Z przyczyn formalnych sprawa nawet nie ruszyła z miejsca, została więc sformalizowana. Tak realizowany jest konstytucyjny zapis, art. 77. 2: Ustawa nie może nikomu zamykać drogi sądowej dochodzenia naruszanych wolności lub praw. Cieszą się sędziowie. Cieszą się prokuratory. Cieszą się też mecenasy. Każdy po swojej stronie zaliczył sukces lub wziął co mu się należy, przy tym nie ponosząc za swoje działanie żadnej odpowiedzialności. W drugą stronę to tak nie działa. Wraz z pozwem nie otrzymujemy tak zwanego listu przewodniego, gdzie byłoby wyszczególnione co w kopertę zostało upchnięte. Jeżeli jest to pierwszy list w sprawie, to najczęściej wetknięty jest pozew i jakiś świstek sądowy, ale nie wymienia się nawet ile kartek jest upchnięte w kopertę. Nich ktoś spróbuje takie pismo dostarczyć do sądu przez biuro podawcze. Nikt tego nie przyjmie. Dlaczego więc sądy postępują inaczej niż same tego wymagają? Składanie wniosków formalnych o uzupełnienie nic nie daje. Mamy tylu mec. i czy oni o takim procederze nie wiedzą? Dlaczego oni to tolerują? Bo sami mogą być zaliczeni do pieniaczy? Proszę sprawdzić jak można złożyć skargę do Trybunału Konstytucyjnego. Zwykły zjadacz chleba nie może tego sam uczynić. Musi do tego typu usługi nająć mec. Dzięki takiemu zabiegowi pospólstwo ma zamkniętą drogę do jednego z najważniejszych organów w państwie. Ale za to już bez mec. możemy składać skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Czy to nie jest dziwaczne? Dlaczego nie mogę działać sam we własnej sprawie i na własną odpowiedzialność? Dlaczego Trybunał Konstytucyjny jest tylko dla wybrańców?
Niechlujstwo. Dokumentacja sądowa i prokuratorska prowadzona jest w sposób wyjątkowo niechlujny. Pomimo, że na pieczęci biura podawczego wykonano godz. To za zwyczaj, to nie jest odnotowywane na składanym piśmie. No bo przez przypadek, taki pieniacz, mógł by udowodnić na przykład, jakiemuś kierownikowi lub prezesowi, że mijał się z prawdą. Przezornie więc lepiej nie pisać godz. złożenia pisma w sądzie czy prokuraturze. Kartki akt są numerowane zwykłym długopisem. Bardzo często zdarza się, że numery te są skreślane i nadawane na nowo. Nie ma spisu treści, co zapobiegałoby tego rodzaju praktykom. Nie ma nazwiska kto odpowiada za stan tych akt. No bo chyba nie sędzia, czy prokurator? W aktach nie jest odnotowywane również kto, kiedy i jak długo oglądał lub przetrzymywał te akta. Wszystko po to, aby w każdej dowolnej chwili można było swobodnie zmieniać zawartość tych akt. Dokument raz włożony może zniknąć z tych akt. Zaś sekretariaty nie wydadzą pisemnego zaświadczenia, że odmawiają nam wglądu w akta. Jeżeli sam nie odnotujesz kolejności kartek akt sprawy, to nic nie jesteś w stanie zrobić. Żadne skargi, zażalenia czy nawet dowody tu nie pomogą. Nawet gdy chodzi o wniosek uzasadniający wyrok sądowy. Zginął dokument na terenie sądu. Koniec kropka. Won pieniaczu! To był dla mnie prawdziwy szok. Wszystko jest w aktach Sądu Okręgowego w Gdańsku. Zaś prezes tego sądu, SSO Ob. Wojciech Andruszkiewicz skutecznie zbywa milczeniem moje skargi w tej sprawie. Natomiast 3 08. 2006 r. zostałem uderzony drzwiami w głowę. Zgłosiłem się do sekretariatu prezesa. Ponieważ odmówiono mi udzielenia jakiejkolwiek pomocy sporządziłem odpowiednia notatkę za pokwitowaniem. Finał sprawy był taki, że ponad 3 tygodnie byłem w szpitalu. Wszystko skrupulatnie opisałem i wraz z 25 kopiami różnych dokumentów przekazałem policjantowi w dniu 18. 01. 2007 r. który przesłuchał mnie na tę okoliczność. Śledztwo zaś prowadził Komisariat Policji Gdańsk Śródmieście. Do dziś nie otrzymałem w tej sprawie żadnego dokumentu co stało się z moim doniesieniem, o doprowadzeniu mnie przez Sąd Okręgowy, do uszkodzenia ciała: Kodeks karny przewiduje: Kto powoduje naruszenie czynności narządu ciała lub rozstrój zdrowia, inny niż określony w art. 156 § 1, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. art. 157. § 1. To jest tylko dowód na to, jak my, pieniacze, jesteśmy traktowani przez tak zwany wymiar sprawiedliwości.
Skuteczne dręczenie. Inny problem to skuteczne doręczenie. To powikłanie nazywam skuteczne dręczenie. Różnica pomiędzy doręczeniem a dręczenie, to tylko brak literki o w wyrazie doręczenie, a różnica w znaczeniu wyrazu olbrzymia. Ten problem już poruszałem. Przypomnę tylko, że polega to na tym, iż pismo wysłane na jakiś adres i prawidłowo awizowane uznaje się za skutecznie doręczone. Dokładnie dzieje się tak samo ze stwierdzeniem miejsca zamieszkania. Urzędnicy używają skrótu zam. Wówczas domniemywa się, że jest to adres zamieszkania pomimo, że jest to adres stałego zameldowania. Zameldowanie i zamieszkanie to dwie różne sprawy. W tej sprawie, dręczenia, z reguły, nie pomogą żadne zabiegi czynione przed sądem. Nic nie pomaga taki oto zapis w piśmie procesowym: Odbieranie korespondencji z sekretariatu Sądu: Art.: 49 Konstytucji, 25 kc, 131 i 132 kpc w związku z art. 191 § 3 kpk. Jeszce niedawno sędziowie zakazywali wysyłać nawet zawiadomień na skrytkę pocztową. Ostatnio jednak coś się w tej sprawie zmieniło. Otrzymuję list zpo [za potwierdzeniem odbioru] z sądów. Dzieją się tu jednak jakieś dziwne i nie zrozumiałe zjawiska. Oto byłem w sądzie 20 XII (czwartek) i czytam w aktach sprawy, że zarządzenie sędziego zostało wykonane 17 XII, co należy rozumieć, iż wysłano je pocztą. Kobieta z sekretariatu odmówiła wydania mi tego zarządzenia twierdząc, że zostało wysłane pocztą. Stamtąd powinienem sobie je odebrać. Przezornie zapisałem treść tego zarządzenia. Pokuśtykałem na pocztę, która w Gdyni jest obok sądu a my mamy tam skrytkę. Listu z sądu na poczcie nie było. Zaś zgodnie z pouczeniem na druku firmowym Poczty Polskiej [ppup PP nr 34] mam 14 dni do odbioru przesyłki w placówce oddawczej licząc od dnia następnego po dniu pozostawienia zawiadomienia o próbie doręczenia. Wystarczy spojrzeć w kalendarzyk. Następny dzień, to 21 XII (piątek) zatem wszystkie listy powinny leżeć na poczcie przez owe 14 dni, do piątku 4 I. Tego dnia okazało się, że listu z sądu nie było. Tak działa system naczyń połączonych w państwie, w stosunku do pieniacza. Walenie głową w mur przy takim procederze, to czynność mniej bolesna. Przezornie jednak wykonałem polecenie sędziego. Z poczty do sądu jest niedaleko, ale do sądu nie wróciłem. Bolały mnie nogi. W sekretariatach sądowych, też z reguły, nie ma krzesła aby usiąść i przejrzeć akta lub zrobić notatki. Zaś otrzymanie kopii z akt, to już cały korowód, a jeżeli mają to być kopie potwierdzone to ostatnio za 1 stronę płaciłem 6 zł w Sądzie Okręgowy w Gdańsku, 2 lata temu. A od ręki też nie wydadzą. Trzeba specjalnie po to ponownie przyjechać. Tym sposobem robi się z tego cena zaporowa.
W Oświadczenie o zamieszkaniu, wymieniłem komu; z imienia i nazwiska, jako ministrowi od sprawiedliwości; zawdzięczamy to, że zgodnie z ministerialnym rozporządzeniem z 1999 r. pismo pozostawione na poczcie uznaje się za skutecznie doręczone oraz pierwszeństwo mecenasów w sądach przed pospólstwem. Nie wymieniłem tam strażników naszych praw konstytucyjnych. Chodzi oczywiście o to, kto od 1999 r. pełnił funkcję Rzecznika Praw Obywatelskich. Byli to Ob.: III kadencja, Adam Zieliński – od 8 maja 1996 do 29 czerwca 2000; IV kadencja; Andrzej Zoll – od 30 czerwca 2000 do 30 czerwca 2005; wakat od 1 lipca 2005 do 15 lutego 2006, obowiązki RRO pełnił ustępujący rzecznik Andrzej Zoll; V kadencja, Janusz Kochanowski – od 15 lutego 2006. Proszę zwrócić uwagę na to, że przez ponad pół roku, sejmowa większość nie była w stanie wyłonić nowego RPO.
Europejska Konwencja Praw Człowieka, art. 13: Każdy, czyje prawa i wolności zawarte w niniejszej konwencji zostały naruszone, ma prawo do skutecznego środka odwoławczego do właściwego organu państwowego także wówczas, gdy naruszenia dokonały osoby wykonujące swoje funkcje urzędowe.
Po raz kolejny pytam. Po co nam takie prawo? Po co nam takie państwo?
5 tekst,kategoria donosy na ZSRR.
Panie Zbigniewie!!! Witam Ponownie!!!- lektura Pańskiego bloga jest dla mnie bardzi interesująca ,a problem tu poruszany nadzwyczaj celny.Popieram , ale też i bardzo współczuję przykrych doświadczeń.Naprawdę chylę nisko czoło !!!a Przy okazji ponawiam jeszcze raz pytanie:- czy w latach 1983-1986 nie był Pan nauczycielem w ZSBO w Gdyni, przy ul Energetyków 13A ??? i czy nie był Pan wychowawcą klasy EM”A” ???Jeśli tak to ja byłem Pańskim uczniem i na Pańskie zaproszenie,gościłem w Pańskim domu, a życiorys z lat dzieciństwa i młodości mam bardzo podobny do Pańskiego.Na wszelki wypadek podam kontakt do siebie : e-mail: matuszewski.stanislaw@xl.wp.plPozdrawiam GorącoStanisław Matuszewski