Sanatorium Wital w Gołdapi.

2 lata czekania i bijatyka z NFZ i oto wraz z żoną jesteśmy w sanatorium w Gołdapi na Mazurach. Sanatorium Wital. Dlaczego bijatyka? Chcieliśmy wraz z żoną pojechać do sanatorium razem, gdyż jako że dotychczas nie mieliśmy okazji razem skorzystać z takiego leczenia w ramach ubezpieczenia. Tymczasem otrzymaliśmy najpierw jedno skierowanie. Później skierowanie z wyjazdem za kilka dni. Trzeba było zwróci skierowania aby przydzielono nam inne. Moje skargi oparły się aż o Ministerstwo Zdrowia. Problem polega na tym, że oboje z żoną jestem po 70-dziesitce. Zakwaterowanie i zabiegi miały być w różnych budynkach. Zimową porą przy zabiegach 5 borowinowych (dosyć ciepłe) jest niema 100% gwarancji, że byśmy się przeziębili albo złapali przewianie. Tym sposobem razem znaleźliśmy się w Gołdapi.

Pierwsze wrażenia. Już przy wjechaniu autem na teren sanatorium  łańcuchowy (facet zarządzający łańcuchem) „wali prosto w mordę”. Jeżeli na 21 dni to 130 zł za parking. Jak otrzymam zapłat to powiem wszystko co i jak.

Licho tu i mizeria. Jest to dawny obiekt Radiokomitetu. Telefon SMS-em informuje że przekroczyliśmy granicę (chociaż cały czas jestem w Polsce) i tu działają tylko trzech ruskich operatorów. Opłata to 5 zł za min, SMS 1 zł. Na odprawie dowiadujemy się, że na ternie sanatorium praktycznie działa tylko Plus i to nie najlepiej. Pracownikom sanatorium znany jest przypadek, że pewien kuracjusz zapłacić za swoje „nieświadome gadulstwo” około 2.5 tys. zł. Aby temu zapobiec należy wyłączyć roaming. Chcąc zaś porozmawiać że swojej komórki trzeba wyjść z budynku i w różnych odległościach od budynku można sobie pogadać. Wypada również dodać, że internet przez Wi-Fi dostępny jest tylko przy bibliotece. Nam się poszczęściło. Nasz pokój jest w zasięgu tego Wi-Fi.

Dodaj komentarz