1967. Moje Monte Cassino.

Dziś mamy rocznicę zwycięskiej Bitwy o Monte Cassino. Wzgórze Monte Cassino miało strategiczne znaczenie w drodze do Rzymu. Toteż Niemcy zbudowali tam pas umocnień. Nie pomogły nawet ciężkie bombardowania. Monte Cassino, bronione przez Niemców nie poddało się. Bitwa o wzgórze rozpoczęła się 17-01-1944 r. Monte Cassino zdobył żołnierz Polski 18-05-1944 r. Dowódcą 2 Korpusu Polskiego był gen. WŁADYSŁAW ALBERT ANDERS (*11-08-1892 †12-05-1970). Zaś pierwszy dotarł na wzgórze patrol 12 Pułk Ułanów Podolskich, pod dowództwem ppor. KAZIMIERZA GURBIELA. Na ruinach klasztoru Monte Cassino zatknięto proporzec pułku oraz biało – czerwoną flagę i odegrany został Hejnał mariacki. Odegrał go plutonowy EMIL CZECH.

Wcześniej wzgórze próbowali zdobyć: Amerykanie, Brytyjczycy, Hindusi i Nowozelandczycy. Ogółem Alianci stracili około 54 tysiące ludzi, nie zdobywając wzgórza. Zaś Niemców poległo około 20 tys. Polaków zginęło około 1100. Wówczas to pod Monte Casino powstała pieśń Czerwone maki na Monte Cassino. Był to nieoficjalny hymn wolności i niepodległości. Należało go śpiewać na baczność. Dziś rola żołnierza polskiego w wyzwolenie Europy jest mocno zaniżana i niemal pomijana. Jeszcze raz trzeba przypomnieć, że na koniec II Wojny Światowej Polska dysponowała czwartą siłą militarną. Zaprzysiężonych żołnierzy pod bronią było około 1.000.000 (jeden milion)!

Czerwone maki na Monte Cassino w czasach PRL-u była pieśnią zakazaną. W 1967 r. byłem kadetem (słuchacz szkoły chorążych) pierwszego roku w Oleśnicy Śl. w stopniu szeregowy w stalowym mundurze lotnika. Jeszcze nie mieliśmy żadnych obszywek jako kadeci. Wyglądałem więc jak zwykły żołnierz. Z tym, że my chodziliśmy w półbutach. Przebywałem na przepustce we Wrocławiu. Miałem chwilę czasu do pociągu więc wstąpiłem na piwo. W piwiarni było kilkunastu facetów. Zająłem miejsce przy jednym ze stolików i spokojnie sączyłem piwko paląc papierosa. Nagle w tych oparach alkoholu i dymu od papierosów tuż za moim plecami ktoś stłumionym głosem zawołał. Wiwat husaria. Wiwat powtórzyło kilka stłumionych głosów. Ktoś nieśmiało zaintonował zwrotkę Czerwone maki. Większość podchwyciła słowa i melodię.  Wtórowałem śpiewającym. Kiedy dopiłem piwko wyszedłem. Gdyby byłem w drzwiach odwróciłem się i zasalutowałem. Znowu rozległo się ale tym razem dobitniej i głośniej. Wiwat husaria. Zatrzymałem się jak wryty. Wykonałem regulaminowe w tył zwrot i zasalutowałem. I znowu popłynęły słowa zwrotki Czerwone maki. Gdy skończyli szybko wyszedłem. Z oddali widziałem jak zbliża się trzyosobowy patrol żołnierzy w zielonych mundurach. Serce miałem ściśnięte. Oczy wilgotne. Ot! Słowiańska dusza.

Dodaj komentarz