Podstawowymi objawami śmierci jest ustanie wszystkich czynności życiowych organizmu. Jest to bardzo łatwe do stwierdzenia. Żywymi organizmami jest cały świat flory (roślin) i fauny (zwierząt) w którym my, ludzie, zajmujemy wysoką pozycję jako ci, którzy mają największy wpływ na nasze środowisko. Kiedy śmierć dotyka jakąś roślinę nie mówi się, że ona umarła lecz mówimy, że zwiędła. Przy tym nie wnikamy w przyczynę tej śmierci. W zależności od tego co to była za roślina jest nam z tego powodu smutno albo przechodzimy obok tego zupełnie obojętni. O roślinach zwykle nie mówi się, że były naszymi przyjaciółmi, co najwyżej, o roślinach mówi się, że są przyjazne człowiekowi, na przykład lipa, z kwiatów której mamy bardzo zdrowe herbaty, albo też są dla nas ludzi wręcz niebezpieczne, jak na przykład osławione konopie indyjskie, z których otrzymuje się środki odurzające o różnej sile działania prowadzących do uzależnień a nawet i do śmierci.
Przyjaciółmi ludzi za to są zwierzęta, a szczególnie pieski. Najbardziej lubiane są te zwykłe pieski, bez żadnego rodowodu, czasami nawet niewiadomego pochodzenia. My mieliśmy właśnie takiego pieska. Była to suczka jamnik. Z tych małych i krótkowłosych. Ważyła około 5, 6 kg. Wabiła się Wilma. Była z nami 17 lat! Aż wierzyć się nie chce, że ta maleńka psinka tyle lat była z nami. Zawsze wesoła i skora do zabawy. Nieustannie z podniesionym ogonkiem, który niczym antenka kiwająca się na różne strony z radości. Nieraz wychodziła na drogę, lub na taras i ćwiczyła swoje gardło ujadając na wszystkie strony świata dając znać i informacje o sobie. Raz z tej radości wybiegła na powianie i wpadła pod samochód. Wyleczyliśmy ją po tym wypadku. Tylko kiedy biegała to zarzucała tylną lewą nóżką w bok. A pewnego razu to przepędziła nawet złodzieja. Tak głośno ujadała, że obudziłem się i tylko słyszałem, jak pan złodziej szybko zmyka swoim autkiem z naszego podwórka. Za ten czyn Wilmie należała się opieka i micha do końca życia.
Wilma do swoich ostatnich godzin była sprawna i samodzielnie poruszała się o własnych siłach. Przychodziła w nocy pod łóżko, żeby wypuścić ja na dwór za własną potrzebą, nawet wówczas kiedy na dworze był siarczysty mróz. Potem trzeba było pomóc jej wgramolić się do jej koszyczka, gdzie miała swoją kołderkę…
Dzisiaj, to jest w sobotę, Wilma nie wstała ze swojego koszyczka. Była już zimna. Tylko jej oczy były jeszcze otwarte jakby chciała nadal patrzeć na ten świat, tak jakby miała go jeszcze mało. Cóż było robić? Zamknąłem jej oczy. Zawinęliśmy w ręcznik a potem włożyliśmy do kolorowego kartonu. Nie było problemu z wykopaniem dołu w naszym ogródku. Dzięki grubej warstwie śniegu ziemia nie była zamarznięta.
Pożegnaliśmy małego przyjaciela, niedużą psinkę, o imieniu Wilma. Będzie żyła w naszej pamięci jeszcze bardzo długo.