Wiosna, u nas W Polsce, jest najpiękniejszą porą roku. Tego roku ta wiosna jakoś jest spóźniona. To wiosną boćki wracają do nas, by tu założyć rodzinę. Złożyć jaja i wychować młode bocięta. Boćki od tysięcy lat miały tu co jeść i przyjazdy stosunek ludzi do nich. A wraz z boćkami przylatują i ludzkie dzieci. Podobno boćki wrzucają te dzieci do domów przez komin. Wówczas radości w domach nie ma końca, szczególnie dopiero gdy tych dzieci jest więcej niż jedno a przy tym jest huk roboty.
Wioną życie budzi się. Wystarczy troszkę słonka i wody a niemal wszystko bujnie rozkwita. Na trawnikach pojawiają się mlecze, które zmieniają się następnie w dmuchawce. A te małe „parasoliki” fruwają wszędzie. Lecą też wysoko do nieba i później spadają z deszczem. „Wojowanie” z mleczami jest niekończącą się robotą. Dlatego każdy kto chce mieć „angielski” trawnik, ten musi nieustannie „wojować” z mleczami. Szpadlem usuwam tylko te największe. Wbijam szpadel przed roślinką i przechylam. Niemal cały mlecz można wyjąć z korzeniem a potem trzeba udeptać to co było uniesione. Podobnie wygląda „walka” z kretem. Trzeba się z nim po prostu zaprzyjaźnić.
Wiosną naprawę chce się żyć. Szczęściarze zakochują się „na zabój” i czasami trwa to do aż do grobowej deski. Żal byłoby umierać tą porą roku. A dobrą porą roku, w naszej strefie klimatycznej, na umieranie jest jesień.