Dzieci to najpiękniejsze kwiaty.

— Mam wiele pięknych kwiatów — mówił — ale dzieci to najpiękniejsze kwiaty ze wszystkich. Cytat z opowiadania Olbrzym samolub 1888 r. OSCAR WILDE (1854 – 1900) irlandzki poeta, prozaik, dramatopisarz i filolog klasyczny. Tłumaczenie ANNA MATŁASZEWSKA.

Refleksja nasunęła mi się po tym jak na kilka dni przed dniem dziecka zmarł młodszy o 19 lat brat mojej mamy. Był tylko o dwa lata starszy ode mnie.

Czym jest dziecięca radość życia? Pierwszym i podstawowym warunkiem tej radości jest poczucie bezpieczeństwa. Kiedy stłuczesz kolano lub co inne jest ktoś kto cię przytuli, pogłaska po gółce i da buziaka. W brzuchu ci nie burczy. Masz swoje łóżeczko, do którego możesz położyć się w każdej chwili. No i masz wokół siebie rówieśników, z którym możesz wyprawiać różne figle. A gdy czasami dostaniesz klapsa to wiesz, że słusznie na niego zarobiłeś. Tak właśnie było z nami jako dzieci, a których przedstawiłem powyżej. Wszystkie występujące tam dzieciaki łączą silne więzy krwi.

Z lewej i prawej to Bronek i Ludwik bliźniaki babci. Młodsi od mojej mamy o 19 lat. Licząc od lewej drugi to kuzyn Jurek, trzeci to ja, czwarty mój młodszy brat Edek, piąty też mój braciszek Czesiu, szósta kuzynka Krystyna i siódma kuzynka Danka. Kuzyni to dzieci starszej siostry mojej mamy. Oni nie mieszkali z nami. Przyjeżdżali co roku na wakacje z Gdańska. Z tamtego okresu pamiętam kilka zdarzeń. Obok szopy rosła śliwa. Kuzynki poprosiły, aby narwał ich śliwek. Pech chciał, że próbowałem zerwać śliwkę, która była poza zasięgiem moim rąk. No i spadłem z tej szopy. Na szczęście nic mi się stało, oprócz kilku siniaków. Inny obrazek to Czesiu chodzi sobie po podwórku z kromką chleba z masłem a kury obok niego i wydziobywały mu masło z chleba. Tak więc w 1954 r. na stałe było sześciu chłopców. Było z kim dokazywać.

Pierwsza opuściła nas babcia. Pękło jej serce. Miałem wówczas cztery latka. Babcię na cmentarz wiozła furmanka. Było pod górkę. Nie pamiętam tylko czy wówczas padał deszcz czy też to moje łzy znaczyły tę drogę. Grób babci był pierwszym grobem po 1945 w Bielance. Obok był poniemiecki cmentarz.

W 1954 r. wraz z wiosennymi podmuchami Świat runął na nasze dziecięce główki. Zmarli moi rodzice. Mojej mamie pękło serce. Te pęknięte serca mojej babci i mamy były wynikiem nieszczęść jakie spadły na nie po 1939 r. Natomiast mój tata został w trybie administracyjnym pozbawiony życia w 1,5 miesiąca po śmierci mojej mamy. My mieliśmy wówczas zaledwie kila lat. Bliźniaki po 8, ja 6, Edek 5, Czesiu 3 a Heniu nie miał jeszcze roczku. Nie brałem udziału w pogrzebach moich rodziców. Władcy Lwówka Śląskiego potraktowały nas jak groźnych bandziorów. Nasz dom został splądrowany. Zwierzęta i dobytek rozkradziono. Nas dzieci osadzono w dziecięcych pierdlach = bidulec = Państwowy Dom Dziecka. Przy tym bliźniaków osadzono w innym bidulcu niż mnie i Edka. Zaś dwóch najmłodszych poddano adopcji do różnych rodzin. Tak nasz ówczesny opiekun prawny – władzy Lwówka Śląskiego zadbał o nasze prawa. Powyższe zdjęcie jest nieliczną pamiątką jakie cudem ocalały.

Już nigdy więcej nie mieliśmy możliwości, aby razem zrobić sobie fotkę, na której bylibyśmy razem. O śmierci Ludwika dowiedziałem się już jako pełnoletni. Bronek i Ludwik i kilku innych niepilnowanych dzieciaków poszli nad zamarzniętą wodę. Lód się załamał i Ludwik utonął. Nie miał 10 lat. Czesiu przeżył zaledwie 23 lata. Nie brałem udziału w jego pogrzebie, gdyż nie wiedziałem, gdzie żył. Edkowi zabrakło 4 miesiące, aby przejść na emeryturę. W pół roku później zmarł Heniu. Tym sposobem spośród sześciu wiejskich dzieciaków złączonych silnym węzłem krwi zostałem sam. I całe moje życie zadaję sobie pytanie. Kiedy ten niemiecki i sowiecki zamordyzm w OJCZYŹNIE skończy się. Nasze dzieci tego nie doczekają a i dla wnucząt szanse są coraz mniejsze…

 

 

 

Dodaj komentarz