V.9. CASA, katastrofa lotnicza.

RWL czyli Regulamin Wykonywania Lotów, coś takiego było za moich czasów, gdy latałem wokół samolotów. Na odprawie przed każdymi lotami, dowódca lub któryś z jego zastępców, do znudzenia powtarzali: RWL pisany jest krwią pilotów. Bezwzględnie należy przestrzegać tych przepisów.

W „mojej” 15 Eskadrze Rozpoznawczej Marynarki Wojennej, podczas mojej służby, nie zginął ani jeden pilot, natomiast katastrofie (całkowite zniszczenie) uległy dwa MiG-i. Raz zawinił pilot z nawigatorem. Zbyt długo „rozpoznawali” nad morzem i zapomnieli kontrolować stan paliwa, którego w końcu zabrakło. Katapultowali się nad brzegiem Bałtyku w Polsce. Drugi samolot zapalił się w powietrzu. Samolot wylądował. Pilot z nawigatorem opuścili samolot. Kiedy podjechał wóz strażacki, okazało się, że nie miał czym gasić. Wówczas wszyscy, którzy byli blisko samolotu, wiali ile sił w nogach. A potem, jak na komendę, wykonali: Padnij! Wybuchł zbiornik, a potem rozgrzana amunicja zaczęła strzelać. Na szczęście nikomu nic się nie stało.

Samolot transportowy CASA C-295 M (produkowany od 1999 r.), uległ katastrofie 23. 01. 2008 r. po godzinie 19 (było ciemno) niespełna kilometr od lotniska wojskowego w Mirosławcu. Samolot miał na wyposażeniu nowoczesny systemy nawigacji GPS. Zginęło 20 żołnierzy zawodowych, oficerów starszych, którzy, o ironio losu, wracali z Konferencji Bezpieczeństwa Lotów Lotnictwa Sił Zbrojnych RP, z Warszawy. Nie słyszałem, aby kogoś z naczalstwa (dowódca pułku, jego zastępcy i wszyscy hierarchicznie wzwyż) wsadzono do „ciupy” aby nie mataczyli. Są natomiast prokuratory i sędziowie, którzy zamykają żołnierzy frontowych z Afganistanu. To dowód anarchizowania i kompletnego zdziczenia prawnego nie tylko w wojsku.

Od strony technicznej, jako były „radzik” (technik od lotniczych urządzeń pokładowych) ośmielam wydać własną ekspertyzę.

Ekspertyza prawna i techniczna.

Na nic nowoczesne systemy nawigacji GPS, jeżeli nie są one sprzężone z systemem nawigacji i lądowania konkretnego lotniska a szkolenie personelu latającego jest niepełne, za co odpowiedzialność ponosi całe naczalstwo z ministrem, a może i prezydentem III RP włącznie. Samolot aby wystartować i wylądować potrzebuje spory kawałek odcinka prostego na przedłużeniu osi pasa startowego. Po starcie nie może on gwałtownie skręcać w lewo lub prawo. Grozi to utratą siły nośnej, co kończy się katastrofą. Taki Ił 28, który obsługiwałem, ważył około 21 ton, a CASA ma niemal taki sam ciężar. Aby samolot mógł wylądować musi najpierw znaleźć się na osi pasa startowego. Za moich czasów, do tego służyły ARK = automatyczny radio kompas. Każde lotnisko miało swoją radiostację nadawczą „dalszą” i „bliższą”. „Dalsza” była w odległości 3 km a „bliższa” 1 km od początku pasa startowego oraz sygnał nadawany alfabetem morsa. Z reguły była to pierwsza litera kryptonimu lotniska. Wystarczyło więc wybrać odpowiednią częstotliwość na odbiorniku fal radiowych, aby trafić na dane lotnisko. Wskazówka ARK musiała pokazywać 0. Wówczas było wiadomo, że samolot jest dokładnie na osi pasa startowego. Zachowując bezpieczną wysokość na podstawie wskazań radiowykościomierza, który pokazywał rzeczywistą odległość do ziemi. Bezpiecznie i bez trudu można było dolecieć do lotniska. Natomiast w chwili przelatywania samolotu nad „dalszą” lub „bliższą” radiostacją prowadzącą, odpowiednie odbiorniki radiowe generowały sygnały: świetlny na tablicę przyrządów i dźwiękowy do słuchawek załogi, co oznaczało, że samolot znajduje się dokładnie na osi pasa. W takie urządzenia były wyposażone wszystkie bojowe samoloty. Ił 28, jako większy samolot, dodatkowo miał urządzenia, które dokładnie pokazywały ścieżkę schodzenia samolotu do lądowania. Były to odbiorniki z jednym wskaźnikiem informującym, że samolot w pionie i poziomie prawidłowo podchodzi do lądowania. Pilot lub kierujący lotem (lotami) decydował, czy samolot jest na właściwej drodze do lądowania. Dodatkowo były naziemne stacje radiolokacyjne do kontrolowania całej przestrzeni nad lotniskiem i w najbliższym otoczeniu. Jeżeli coś było nie tak, samolot musiał wykonać krąg wokół lotniska i przymierzyć się do następnego lądowania. Zaś do porozumiewania się służyła radiostacja. Tak było jeszcze w początkach lat 70-tych.

Katastrofa samolotu transportowego CASA dowodzi, że nasze wojsko jest źle szkolone. To samo dotyczy żołnierzy wysyłanych na wojnę i to nie tylko do Afganistanu. Dlaczego do więzienia idą natychmiast żołnierze bezpośrednio z frontu a winni śmierci 20 lotników nikt nie zamyka do „pierdla”? Po co nam takie wojsko?

ATP Bezprawie Praca Wojsko Życie

Dodaj komentarz