SR = Sąd Rejonowy.
W dniu wczorajszym wizytował SR w Wejherowie. Spowodowane to było moim nabytym pieniactwem*. W rezultacie tego pieniactwa w tym SR mam kilka spraw. Nie będę tu opisywał moich problemów z dojazdem komunikacją publiczną do „powiatu”. To odrębne zagadnienie, dlatego staram się załatwiać kilka spraw za jednym zamachem. Tym sposobem byłem i w innym urzędzie gdzie zatargałem cztery komplety dokumentacji. Po załatwieniu tej sprawy udałem się do SR.
Działo się w samo południe.
Przywitałem się z paniami, które oczekiwały w kolejce na korytarzu do przeglądania akt w I Wydziale Cywilnym tego SR. Ustaliłem za kim będę mógł wejść. Na drzwiach z lewej strony stało napisane: Wejście służbowe, a na drzwiach po prawej stronie napisano:
PROSZĘ
WYCHODZIĆ
POJEDYNCZO
Spokojnie więc usiadłem i siedzę sobie na ławeczce i cierpliwie czekam na swoją kolejkę, aż tu tarabani się jakiś facet. Dzwoniąc pękiem kluczyków podchodzi do prawych drzwi i chwyta za klamkę. Wstałem i pytam czy umie czytać? Po wymianie kilku zdań gość zrezygnował z wejścia poza kolejką. Nie minęło wiele czasu aż tu znowu, czyniąc wiele hałasu wokół siebie, bez: dzień dobry, ku ku ryku czy czegoś takiego podobnego, inny gościu wpakował się do prawych drzwi nim zdążyłem zareagować. Wlazłem więc za tą gościówą i pytam jakim prawem wlazł tu bez kolejki. Twierdził, pokazując jakąś ciemną płachtę, którą miał przewieszoną przez lewe przedramię, że jest adwokatem. Czyli jest to ktoś taki, kto posiada urzędowy kwit na to, że za własną i nie przymuszoną wolą i zgodą, może najmować się do roboty za pieniądze, aby uganiać się po urzędach i sądach za cudzymi sprawami. Ja na to, że mam pierwszą grupę inwalidzką i nieelegancko jest, żeby taki młody człowiek wpychał się przede mną bez kolejki, tym bardziej, że ja przybyłem tu we własnej sprawie. Sięgnąłem więc po legitymację aby potwierdzić moje słowa dokumentem i jednocześnie poprosiłem tego gościa aby zechciał wylegitymować się. Początkowo robił problem, ale kiedy powiedziałem, że jako znany pieniacz zwrócę się bezpośrednio do prezesa tego SR, aby ustalił kto wpycha się bez kolejki przed niepełnosprawnego i starszego człowieka, to w końcu wsunął mi pod mój nos jakiś zielonkawy kawałek plastiku wielkości dowodu osobistego. Zdążyłem odczytać tam nazwisko:
Krystian Andruszkiewicz.
Wyciągnąłem swój notesik aby to zapisać, ale Ob. K. Andruszkiewicz schował już swój dokument. Mimo to zapamiętałem, bo całkiem niedawno prezesem Sądu Okręgowego w Gdańsku był Ob. Wojciech Andruszkiewicz, z którym wymienialiśmy służbową korespondencję. Zanotowałem więc sobie w swoim notesiku te personalia. Obiecałem temu osobnikowi, że sprawie nadam odpowiedni bieg, aby nie dochodziło w przyszłości do podobnej sytuacji. Po czym wyszedłem z sekretariatu. Gościu zaś pozostał i załatwił swoją sprawę do końca. No a ja teraz to opisuję. Sprawdziłem też, że typek ten figuruje w wykazie Pomorskiej Izbie Adwokackiej w Gdańsku jako adwokat.
Wreszcie przyszła i moja kolej na zapoznawanie się z aktami moich spraw. W wydzielonej części pokoju za kantorkiem (wysoki stolik z pulpitem, przeznaczony do pisania na stojąco) stał już jeden jegomość, na moje oko starszy ode mnie. Byłem więc drugim czytaczem. Stojąc pochylony nad aktami, które leżały na kantorku, bo tam – jak w większości sądów – nie ma stolika, aby taki starszy człowiek jakim jestem, mógł sobie spokojnie usiąść i przez nikogo nie popychany ani szturchany zapoznawać się z sądową dokumentacją. Więc stojąc głęboko pogrążony w lekturze zostałem gwałtownie wyrwany z innego świata do rzeczywistości. Oto za moimi plecami przed kantorkiem zrobiło się nieco ciasnawo. Weszło jeszcze duch facetów. Ten z pękiem kluczy i inny łysawy gość w średnim wieku. Facet od kluczyków domagał się aby łysawy typ opuścił to pomieszczenie i czekał w kolejce jak my wszyscy. Łysy twierdził, że jest adwokatem, czyli że zjawił się tam za cudze pieniądze, a facet od kluczyków był, podobnie jak i ja, we własnej sprawie. Wówczas szturchany nie wytrzymałem i powiedział w kierunku łysego: Wedle konstytucji wszyscy są równi i proszę o okazanie jakiejś gilitymacji. Dopiero wtedy łysy uniósł ręce i wycofał się, no bo nie chciał aby doszło do ujawnienia jego personaliów. Za nim wyszedł również facet z kluczykami.
Znowu nie minęło zbyt dużo czasu a tu obok mnie wyrósł następny typ w czarnej płachcie z zielonymi lamówkami. Bezczelnie zaglądał w moje papiery i coś tam gadał z sądowymi urzędniczkami. Nie reagowałem, bo moje mozolenie się z aktami sądowymi dobiegało końca i nie chciałem znowu przywoływać jakiegoś prymitywnego prostaka do przyzwoitego zachowywania się w miejscu gdzie inni ludzie wykonują jakiś wysiłek umysłowy z mozołem i to we własnej sprawie.
Tyle na bieżąco. Tę treść, oprócz tego, że tu umieściłem pozwolę sobie wysłać do odpowiednich władz, bo myślę sobie, że następnym razem będę wzywał jakieś organa porządkowe, bo ja za ciecia w sadach robił nie będę. To nie ten wiek i nie te predyspozycje, jakie ma na ten przykład, rzecznik rządu w Polsce – Ob. Paweł Bolesław Graś, ur. 23-02-1964 r. – źródło: Wikipedia. Młodzieniaszek! Przynajmniej dla mnie.
*Pieniactwo wedle słownika języka polskiego to:
1. częste wytaczanie spraw sądowych, zwłaszcza z błahego powodu; zamiłowanie do procesowania się;
2. medyczne, chorobliwa skłonność do dochodzenia rzeczywistych lub urojonych krzywd, inaczej kwerulencja.
PS
Kiedy już siedziałem w autobusie przypomniałem sobie, że nie wziąłem ze sobą aparatu fotograficznego, aby szybko załatwić „przeglądanie” akt sądowych. Z tego powodu byłem zły na siebie. Przecież po to kupiłem taki aparat, aby nie było potrzeby mozolnego spisywania nr kartek i ich treści. Ale byłem przygotowany na tę okoliczność. Zawsze taszczę ze sobą podręczne biuro z kilkoma pisakami i kartkami.
Po tym jak zakończyłem przeglądanie akt w biurze podawczy SR złożyłem kilka pism procesowy. Między innymi od prokuratury w Wejherowie domagam się tylko (!!!) 1.000.000 (jeden milion) złotych, za notoryczne uniemożliwianie mi występowania we własnej sprawie jako oskarżyciel posiłkowy. A od firmy Energa domagam się 500.000 (pięćset tysięcy) zł za przywłaszczanie sobie moich praw majątkowych, przy czym wielokrotnie nasyłane były na mnie i na moją rodzinę gliny = policja nawet z wyciem syren, jak przy zamachu co najmniej na jakiegoś ważnego urzędasa. Obie sumy są wielką abstrakcją, no ale od czegoś trzeba zacząć…
Jest rzeczą oczywistą, że tą drogą chcę wpłynąć na bezstronne, niezależne i niezawisłe sądy, czego do tej pory nie uświadczyłem.