Żer po Katarzynie i Marcinie Plichta.

Katarzyna i Marcin Plichtowie, to wyjątkowo zgrana małżeńska para oszustów. Szachrajstwo tych młodych ludzi pod tytułem Amber Gold nabiera coraz więcej rumieńców. Małżonkowie K. i M. Plichta do swojego oszukańczego procederu zaangażowali nawet Michała T. Podobno wielki bystrzacha, bo studia z socjologii ukończył w nieco dłuższym terminie, gdyż jego praca magisterska to wiekopomne dzieło. Michał T. to syn pierwszego prezesa PRL Bis lub III RP (jak kto woli), Ob. Donalda T. Tymczasem Katarzyna Plichta rozkręca nowy interes od 1-08-2012 i założyła kolejną spółkę pod tym samym adresem co Amber Gold. Sama została prezesem PST SA, a jej mąż, już jako Marcin P. jest członkiem rady nadzorczej. Nie ma co. Fajna sprawa.

W sprawie machlojek firmy Amber Gold ze stolicy Polski, Warszawa, swoje cztery litery ruszył minister od sprawiedliwości, Ob. Jarosław G. i zajechał do grodu nad Motławą. Po czym na stronach ministerstwa od sprawiedliwość zapisano wypowiedź tegoż ministra, Ob. Jarosława G.: Potrzeba zmian w ustawie o Krajowym Rejestrze Karnym. Już nad nią pracujemy. Chodzi nam o to, aby wymiana informacji między KRK a Krajowym Rejestrze Sądowym gwarantowała szybkość i rzetelność wymiany informacji.

Do boju już ruszają mecenasy, którzy wietrzą niezłe zarobki na tej aferalnej działalności małżonków K. i M. Plichtów, którzy w swoich spółkach obracali pieniędzmi w kwocie, jak wstępnie ocenia się, ponad 2.000.000.000 (dwa miliardy) złotych. Zaś liczba poszkodowanych sięga dziesiątek tysięcy. Mecenasy twierdzą, że za Plichtów zapłaci Skarb Państwa, czyli my wszyscy, bo z naszych podatków. Mecenasy szykują pozwy zbiorowe przeciw Skarbowi Państwa dlatego że:

  • wystąpiło zaniechanie instytucji państwowych: Komisja Nadzoru Finansowego, „skarbówka”, prokuratura, sądy i Urząd Ochrony Konsumentów, Rzecznik Praw Obywatelskich;

  • bezczelnie złamano Kodek Handlowy, który mówi, że w spółką nie może zarządzać osoba z wyrokiem sądowym;

  • arogancko złamano Prawo bankowe, gdzie jest nawet zapis który nakazuje informować odpowiednie władze o większych wpłatach gotówki lub przelewach pieniężnych;

  • internet nie jest jedynym źródłem dostępu instytucji państwowych do obywateli;

  • klienci byli przekonani, że powierzają swoje pieniądze bankowi, a nie prywatnej firmie bez żadnej odpowiedzialności.

Mecenasy twierdzą też, że kto pierwszy ten lepszy. Oświadczają, iż ci co pierwsi zgłoszą się do nich i wskażą co należy zabezpieczyć, poprzez zajęcie jakiegoś majątku po Plichtach, to mogą odzyskać swoje pieniądze niemal w całości, nawet z obiecanymi przez nich odsetkami. Natomiast ci, którzy będą zwlekali ze swoim roszczeniem wobec Plichtów, mogą w rezultacie nic nie otrzymać. Trzeba tylko wziąć pod uwagę, że żaden mecenasik nic nie zrobi zanim nie otrzyma żywej gotówki. A na dzień dzisiejszy jest to minimum 600 (sześćset) złotych. Jeżeli legalnie, to trzeba doliczyć podatek VAT = 23 %. Następnie Skarb Państwa, poprzez sąd, zażąda wpłaty 5 % od wartości przedmiotu sporu. Każdy oszukany może sobie więc bardzo łatwo policzyć, ile jeszcze musi wyłożyć pieniędzy, aby po kilkuletnim procesowania dowiedzieć się, że nic nie dostanie, bo małżonkowie Plichta nie mają żadnego majątku i nie działali z zamiarem oszukania kogokolwiek… Za to z nabitymi kabzami pozostaną mecenasiki i… Skarb Państwa.

Rozpoczyna się więc wielkie żerowisko na tym, co jeszcze pozostało z majątku małżonków Katarzyny i Marcina Plichtów. Nekrofagi (padlinożercy), czyli ci co będą żyć z resztek po Plichtach (nie należy tego mylić z naturalnym zjawiskiem występującym w przyrodzie, a którego przedstawicielami są hiena i sęp) gdyż są ogniwem umożliwiając dalszy obieg pazerności i nieuczciwości. Ścierwojady już doskakują do resztek padła. Kto pierwszy, sprytniejszy i częściej doskoczy, ten chapnie więcej. A truchła z każdym dniem i godziną ubywa…

 

Dodaj komentarz