Gilotyna i stół namiestnika.

 

Zamordowanym z nakazu władzy.

Namiestnik jest to dostojnik, który sprawuje władzę w kraju lub prowincji w zastępstwie lub w imieniu panującego monarchy. Natomiast władza monarsza pochodzi od Boga i otrzymuję się ją przez namaszczenie (pomazanie specjalnym olejem) na znak otrzymania tej godności. Za zwyczaj, jest to bardzo wielka uroczystość, tak aby wszyscy dowiedzieli się o tym doniosłym wydarzeniu. Podobnie dzieje się z godnościami kościelnymi.

Szmery niezadowolenia zataczały coraz większe kręgi i zaczynały przeradzać się w jawne nieposłuszeństwo wobec monarchów. Na całym kontynencie poczęły budzić się ruchy wolnościowe. Pospolici zjadacze chleba zaczęli coraz częściej i coraz głośniej domagać się równych praw dla siebie. Zaniepokojony namiestnik zwołał naradę swoich najbardziej zaufanych doradców. Grono to składało się tylko z kilku dygnitarzy, którzy mieli dostęp do wszystkich spraw i tajemnic państwa.

– Radźcie. Co nam czynić wypada? – Rozpoczął namiestnik głosem stłumionym i ledwo słyszalnym. Mówił wolno i z wielkim wysiłkiem wypowiadał każde słowo. – Powszechna rokosz może pozbawić nas wszystkich nie tylko władzy. Buntownicy mogą uruchomić gilotynę… – po czym zamilkł. Patrzył w próżnię.

– Ekscelencjo – nieśmiało odezwał się pierwszy dygnitarz. – Trzeba zwołać naradę i ogłosić, że ekscelencja chce zrezygnować z części swojej władzy. To musi odbyć się z wielkim hukiem. – szybko kończył mówiący. – W tym momencie, jest to najbardziej nowoczesne podejście do sprawowania i zachowania władzy.

Po tych słowach zapadła głucha i sroga cisza. Wszyscy obecni z największym skupieniem wpatrywali się w twarz namiestnika, która nadal była zasępiona. Jego wzrok w dalszym ciągu patrzył w próżnię. Po chwili jednak lico z lekka jakby pojaśniało.

– To chyba dobry pomysł – odezwał się namiestnik. – Proszę kontynuować swoją wypowiedź. Siła argumentów, nie argument siły musi być za nami. Inaczej – przerwał i po chwili dodał – gilotyna, moi panowie. Dla nas wszystkich. Bez wyjątku.

– Trzeba zaprosić kilku oligarchów. Dobrze by było, żeby Jego Eminencja wyznaczył kilku klechów, nie ważne w jakiej formie. Jego poprzednik nigdy nie godził się na ustępstwa. Non possumus, co znaczy nie pozwalamy, nie możemy; głosił nieugięcie. Nawet wówczas kiedy był więziony, głodzony i chłodzony. Ten jest bardziej łagodny i może ugiąć się pod naszymi naciskami. Trzeba więc zadbać o to, aby byli tam i hierarchowie. Oni też są pomazańcami. Jest tam kilku, którzy dla sławy, gotowi są zasiąść z nami przy jednym stole. Sprawowanie władzy duchowej i odpowiedzialność przed Bogiem, to nie to samo co fizyczne posiadanie tej władzy. Zaś zdobywanie sławy nie jest takie proste. Sławę zdobywa się talentami i wielkimi czynami. Dla niej, dla sławy, wielu gotowych jest poświęcić bardzo wiele. Księża nie są od tego wolni. Tę ludzką przywarę zawsze wykorzystywaliśmy, więc i tym razem to musi się udać. W naszej debacie koniecznie musi wsiąść udział metropolityk. To zwiększy tylko naszą wiarygodność wobec pospólstwa, a i dla tak zwanej opinii publicznej z innych państw, zamkniemy usta na długie lata. To musi wyglądać jak wielkie demokratyczne pojednanie narodowe. No i rzecz chyba najważniejsza, w tym przedsięwzięciu musi uczestniczyć opozycja. Konstruktywna opozycja. Przecież sami ją stworzyliśmy na taką okoliczność. Tam są nasi doradcy. Oni tak będą doradzali jak im każemy. Dzięki nam, uchodzą za bardzo światłe i postępowe umysły. Tego właśnie chyba potrzeba nam najbardziej. Musimy być wiarygodni. Bardzo wiarygodni.

– A co z emigrantami? Dużo ludzi skazaliśmy na banicję.

– Nadal postępujemy z nim tak samo. Dzielić, jątrzyć i mieszać we wszystkie możliwe formy, metody i sposoby.

– No a ten stół, przy którym będziemy obradować, to jaki ma być? Taki jak ten tu, prostokątny?

– Taki nie może być, bo tu od razu widać kto kim jest.

– Możne kwadratowy?

– Też nie. Bo będzie za dużo rogów i nie wszyscy będą siebie dobrze słyszeli i widzieli. To zły pomysł.

– Okrągły! Stół powinien być okrągły. Jak sale do debat. Taki stół specjalnie zbudujemy na tą okoliczność. To musi być wielkie wydarzenie więc i stół musi być odpowiednich rozmiarów. Wiele znakomitości tam zasiędzie. Nikt nie będzie się chował po kątach przy dziennikarzach, którzy będą opisywać i upowszechniać tylko pierwszy i ostatni dzień tego wydarzenia. Potem, podzielimy to na mniejsze stoliki i podstoliki. Te nie muszą już być okrągłe. Jako mniej oficjalne będzie można je suto zastawić a nawet i podać trunki. Takie deliberacje mogą trwać do białego rana, ale pospólstwo nie musi o tym wiedzieć. W tym czasie relacje z debat będą robili tylko nasi dziennikarze. Nawet mysz się nie prześliźnie.

– Najlepszym miejscem na tę hecę będzie pałac ekscelencji w Magdalenie. To miejsce ustronne, wolne od gwaru miejskiego i od lat dobrze strzeżone.

– To będą Debaty Stołowe w Magdalenie! – ktoś wesoło zawołał.

– Tak tego nie możemy nazwać. Raczej będą to Debaty Okrągłego Stołu, miejsce należy raczej pominąć. Przecież to będzie prawdziwa heca, dla nas, bo my to szykujemy i dokładnie wiemy o co w tym wszystkim chodzi. I tak to musimy ustawić, abyśmy na długie lata zachowali władzę i nikomu z nas, uczestników, nie stała się żadna krzywda.

Długie miesiące trwały przygotowania do debaty albowiem bardzo starannie trzeba było dobrać tematy i uczestników do dysputy. W tym czasie, bunty w państwie to się nasilały, to znów przygasały, jakby były sterowane i uzależnione od tego, kogo umieszczano lub też nie, na liście do narodowego dyskursu. Wreszcie wyznaczono pierwszy dzień obrad. Tego dnia do pałacu namiestnika zaczęli przybywać uczestnicy obrad. Przywożono ich w grupach i bardzo starannie sprawdzano. Dziennikarze mieli być dostarczeni po tym, jak wszyscy zasiądą za stołem, aby mogli upowszechnić początek debaty. Gdy przywieziono kolejną grupę, jak spod ziemi pojawił się przy nich niepozorny człowiek w trudnym do określenia wieku, w czystym i schludnym odzieniu. Podobnie ubrani chodzili ci, którzy mieli usługiwać uczestnikom obrad, ale tamci, to sami dobrze zbudowani i wysocy faceci. Wszyscy byli tajniakami. Nie wiadomo więc jak to się stało i w jaki sposób, że taka ludzka mizerota przedarła się przez kordony zbrojnych i kilka linii straży, którzy stali tu niemal od zawsze.

– Re! Ne! Gaci! Re! Ne! Gaci! – począł krzyczeć nad wyraz donośnym, melodyjnym i zrozumiałym głosem. To było takie wyraźne a zarazem przenikliwe jakby wołanie o pomoc.

– To jakiś szaleniec. Nie zwracajcie na niego uwagi. Zaraz zrobimy z tym porządek. – odezwał się jeden z mundurowych ze złoconymi epoletami. – Brać go! – wrzasnął jak opętany.

– Re! – Zdążył jeszcze krzyknąć mały człowiek.

W tej samej chwili dopadli go mundurowi i zawlekli między nieco oddalone budynki. Niczym zgłodniała wilcza sfora rzucili się na tego człowieka i poczęli okładać go czym kto miał pod ręką.

– Re- ne – gaci, re – ne – gaci. – mówił coraz ciszej bity.

Osłaniał rękoma głowę przed bolesnymi razami. Uderzony w nogi przewrócił się. Mundurowi poczęli kopać leżącego. Jego głowa podskakiwał od każdego kopnięcia niczym piłka. Cała była już we krwi a z jego ust wciąż wydobywało się coraz bardziej ciche: re- ne – gaci. Po którymś kopnięciu usta zamilkły a ciało zwiotczało zupełnie. Dopiero po pewnym czasie kopiący spoceni i zasapani odstąpili od swoich czynności.

– Kra! Kra! Kra! – rozległo się gdzieś z góry, jakby wołanie.

– Teraz moja kolej!

Dodaj komentarz