R.11. Bez rodowodu… 6. O domu dziecka.

Dlaczego ciągle w naszym kraju domy dziecka i młodzieży są molochami, liczącymi ponad sto dzieci? Czy jest tam miejsce na małą ludzką istotę? Czy wszystko musi być takie wielkie? Dlaczego domy dziecka są ciągle przepełnione? Dlaczego domy dziecka to przeważnie budynki stare i zaniedbane? Dlaczego znajdują się gdzieś na uboczu? Dlaczego domy dziecka usuwane są z piękniejszych miejscowości wczasowych? Tak jakby chciano ukryć te dzieci przed światem. Jakby nie państwo sprawowało opiekę nad tymi dziećmi, a ktoś, kto ma dobre serce, ale mało pieniędzy i robi wszystko, aby tym dzieciom zapewnić jako taką egzystencję materialną, zapominając o potrzebach duchowych. Tak jakby zabrakło w tym względzie i umiejętności, i wiedzy. Jest to niestety, za mało, o wiele za mało jak a potrzeby małych starców.

Domy dziecka nie są przykładem prawdziwego życia rodzinnego czy wychowania, ale są przykładem życia akurat odwrotnego – degeneracji i dewastacji życia nie tylko rodzinnego, ale i zaprzeczeniem instynktu macierzyńskiego. Największym i najcięższym błędem, o czym wcześniej wspomniałem, jest płynność kadry, szczególnie pedagogicznej (Zob. J. Małecki, Jeszcze o statucie domu dziecka, „Problemy Opiekuńczo – Wychowawcze”, 1982, nr 7).

W związku z problematyką rodziny statystyka podaje, ile mamy rozwodów i alimentów na rzecz dzieci (rozwodów 40224, a alimentów 76863 w 1981 r.), a ilu wychowawców przypada na jednego wychowanka w czasie jego pobytu w domu dziecka? O tym prawdopodobnie można by dowiedzieć się jedynie z akt ministerialnych. Jak wygląda rodzina, w której dochodzi do rozwodu, chyba nie trzeba nikomu o tym mówić. Wiele na ten temat powstało książek i filmów pokazujących dramaty ludzi dorosłych i wplecione w to przeżycia dziecka, odbijające się na całym dalszym jego życiu. O „rozwodach” w domach dziecka nie ma u nas jakoś rozpraw sądowych, bo kogo w nich oskarżać? Na straży ładu i porządku w domu dziecka stoją urzędnicy coraz to wyższego szczebla. Oni również zmieniają się niekiedy nawet i częściej niż pracownicy domów dziecka.

Od lat mówi się o reformie w oświacie, ale nic nie wspomina się reformowaniu wychowania. Czy jest to tylko niedopatrzenie? Czy można mówić o reformowaniu oświaty nie wspominając nawet o tym, że powinno się zreformować placówki opiekuńcze? Czy znowu oświata to nie wychowanie lub odwrotnie, tak jak z wychowawcą i pedagogiem? Instytucje opiekuńczo – wychowawcze zawsze pozostawały na uboczu oświaty, a jest to temat i problem od bardzo dawna, dla niektórych, nawet bardzo wstydliwy. Dlaczego? Nie jest to jednak obojętne dla tych, którzy tam się znajdują. Ich głosu jednak nikt nie chce słuchać. Pozostają niemal zawsze wołaniem bez echa. Pojedyncze kroki podejmowane przez ludzi niemal nic nie zmieniają. Nie wywierają żadnego wpływu. Jeżeli już coś się dzieje, to jest to mało znaczący efekt w całej działalności tych instytucji.

Od lat nie największym zainteresowaniem cieszy się los dzieci oddanych pod opiekę państwową. Bo państwowe dla bardzo wielu oznacza tyle samo co… niczyje. Można więc byle jak wywiązywać się z obowiązków, które są nadmierne do otrzymywanych poborów. Nie ma pieniędzy na remonty i bieżące naprawy. Niemal na każdym kroku widoczny jest brak jednego, stałego i porządnego gospodarza. Z każdego kąta wyziera i bije po oczach prowizoryczność rozwiązań nie tylko czysto technicznych. Otoczenie domów dziecka jest przeważnie mocno zaniedbane, porośnięte chwastami, a niekiedy i nawet służy jako wysypisko różnego rodzaju odpadków. Dlatego tereny należące do domów dziecka omijane są przez miejscową ludność jako siedliska zła i zarazy.

Jeżeli kogoś nie stać na dzieci, to po prostu, mieć ich nie powinien. Jest wszakże tu tylko jeden warunek – trzeba mieć troszeczkę przysłowiowego oleju w głowie. Jeżeli już jednak bierze się na siebie tak wielki i bardzo odpowiedzialny obowiązek, należy wwiązywać się z niego naprawdę wzorowo. Niewywiązywanie się z obowiązków wobec dzieci powoduje nieobliczalne straty i szkody przede wszystkim moralne, a te są już najczęściej nie do naprawienia. Tak dzieje się w każdej rodzinie. Mamy nawet w tym względzie odpowiednie prawo, by złych rodziców pozbawiać praw rodzicielskich – niekiedy na zawsze, ale gdy źle się dzieje w domach dziecka, nawet sądy tu rzadko wkraczają. Bo kogóż oskarżyć o to, że dom od dziesiątek lat nie jest remontowany, a niekiedy grozi nawet zawaleniem? Nie ma wówczas winnego, bo dom jest przecież państwowy i istnieją tu tak zwane trudności obiektywne…

ATP Felieton Natura Rodzina Życie

Dodaj komentarz