SKB. Sąd, wóda i rąbanka.

 

No i stało się! Oto w niejednej wsi polskiej, obok wódy i rąbanki zaczęły funkcjonować sądy. Oto zachowana „elegancka” powaga i autorytet władzy sądowniczej. A co! Ale żeby tylko na wsiach! To samo dzieje się w miasteczkach i wielkich miejskich polskich metropoliach.

Oto, chyba jakieś warszawskie cwaniaki wykombinowały, że Poczta Polska jest za droga na doręczanie pism i wezwań z sądów i prokuratur i czynność tę powierzona jakiejś PGP S.A. Okazało się, że owa PGP nie ma swoich siedzib nie tylko w polskich wsiach, ale i w wielkich miastach. Więc właściciele PGP wpadli i zrealizowali swój pomysł doręczania nam (bydło, gawiedź, hołota, motłoch, pospólstwo, wataha) sądowych i prokuratorskich kwitów przez kioski a tam gdzie ich nie ma, głównie na wsiach, poprzez sklepy spożywcze. I oto mamy właśnie tytułową sytuację. Na sklepowej ladzie jest wóda lub piwko, obok rąbanka i przed chwilą doręczyciel (a może dręczyciel?) PGP zostawił właśnie stertę listów, których z jakichś powodów nie zdołał doręczyć adresatom.

Rzeczą nietuzinkową jest również i to, że taki dręczyciel może sobie przyjść również i w sobotę. Wówczas zwyczajowy siedmiodniowy termin odpowiedzi do sądów zostaje automatycznie skrócony, gdyż w takim wiejskim sklepie można odbierać sądowe listy, ale nadać już ich nie można. Trzeba więc, w tym terminie (maksymalnie 7 dni) pojechać do „miasta” gdzie jest czynny urząd Poczty Polskiej, aby wysłać list do jakiegoś sądu. Bo tylko tak wysłany list będzie uznany przez sędziów za wysłany w ustawowym terminie. Takie właśnie „udoskonalenia” i pomysły racjonalizatorskie (obniżenie kosztów doręczeń) mamy od nowego roku w dziedzinie realizacji konstytucyjnego prawa do sądu opisana w art. 45:

  1. Każdy ma prawo do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki przez właściwy, niezależny, bezstronny i niezawisły sąd.

  2. Wyłączenie jawności rozprawy może nastąpić ze względu na moralność, bezpieczeństwo państwa i porządek publiczny oraz ze względu na ochronę życia prywatnego stron lub inny ważny interes prywatny. Wyrok ogłaszany jest publicznie.

Procedura sądowa rozpoczyna się od momentu kiedy pozew lub oskarżenie wpłynie do sądu, przy tym podstawowe znaczenie ma to, kto rozpoczyna tę procedurę. Udział drugiej strony w postępowaniu sądowym, jak widać z powyższego, nie jest konieczny.

Jak do tej pory nie słyszałem aby sędziowie czy prezesi sądów: dobitnie, kategorycznie, zdecydowanie i stanowczo zaprotestowali przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Nie słyszałem, aby w sprawie wypowiadał się przewodniczący Krajowej Rady Sądowniczej – Ob. Antoni Górski. Milczą również prezesi: Trybunały Konstytucyjnego – Ob. Andrzej Rzepliński, Naczelnego Sądu Administracyjnego – Ob. Roman Hauser, czy p.o. prezesa Sądu Najwyższego – Lech Paprzycki. W podobny sposób zachowuje się i Prokurator Generalny – Ob. Andrzej Seremet, milczy również Rzecznik Praw Obywatelskich – Ob. Irena Lipowicz. Jest to więc, dla mnie, niezbitym dowodem tego, że sędziowie nie respektują konstytucyjnych zapisów, art. 10:

  1. Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej i władzy sądowniczej.

  2. Władzę ustawodawczą sprawują Sejm i Senat, władzę wykonawczą Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej i Rada Ministrów, a władzę sądowniczą sądy i trybunały.

Art. 178. 1. Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji i ustawom.

Takim to sposobem, jakieś cwaniaki warszawskie, nakazały sądom działać w sąsiedztwie wódy i rąbanki. Wypada tylko wiedzieć, że pryncypałem w ministerium sprawiedliwości jest Ob. Marek Biernacki (POpapraniec?), poseł z okręgu wyborczego nr 26 Gdynia – Słupsk. Tudzież były prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku, Ob. Ryszard Milewski, wybrany przecież na tę funkcję za zgodą swoich kompanów i swojaków po fachu, udowodnił jak potrafił być usłużnym wobec redaktora, który podawał się za urzędnika z wysokich kręgów władzy, nadal rozsądza sprawy jako sędzie w sądzie, któremu prezesował. Miało to miejsce wówczas, kiedy wybuchła tak zwana afera Amber Gold – bursztyn złoto. Wówczas okazało się, że w tej firmie miał swoją robótkę, inkrustowaną owym bursztynem i złotem, premierowicz – Michał Tusk. Na ten bursztyn i złoto wyłudzono od ludzi blisko miliard zł, z czego lwia część zniknęła niczym letnia poranna mgła, gdy tylko słonko lepiej przygrzało.

Zatem w najbliższym czasie należy spodziewać się, że będzie i sytuacja odwrotna. Oto, te same cwaniaki z Warszawy, nakażą nam (bydło, gawiedź, hołota, motłoch, pospólstwo, wataha) dumnie kroczyć do sądów, gdzie podobnie jak w każdym wiejskim sklepiku jest kontuar (lada, mebel) po rąbankę i nie tylko…

Nie trudno wyobrazić sobie taką oto sytuację.

Otwierają się drzwi i oto do sklepiku, położonego gdzieś w Polsce, wtacza się chłopisko. Kołysze się, niczym żaglowiec na fali. Z trudem utrzymuje równowagę.

– Pyywko. Pliss…

– Won!

– Pywko! Pliss! Błee…

– Wynocha! Bo mi…

– Błee… – I w tym momencie koleś wyrzuca cała zawartość swoje treści żołądkowej na stół sklepowy. Prosto na listy sądowe.

SKB = stan konstytucyjnego bezprawia.

Dodaj komentarz